Rysowanie i malowanie są dla mnie immanentnym składnikiem aktywności twórczej. Maluję i rysuję, żeby być coraz to lepszym i lepszym
i lepszym etc. projektantem graficznym. Kontakt z tymi szlachetnymi mediami pozwala mi zbliżyć na tyle blisko do paradygmatu piękna, żeby zdać  sobie sprawę
z jego nieosiągalności. A potem trzeba umyć będzle, najlepiej wodą
z szarym mydłem, powycierać stół
i schować farby i flamasty do szafy,
na tę półkę za grami i ozdobami wielkanocnymi. Obrazy wieszam potem, żeby doschły, na takim wiszącym stojaku (paradoks…) na płyty CD, a rysunki chowam do takiej czarnej teczki z komórkowego PET czy innego HDPE.